Czekaliśmy na Pudzianowskiego,ale nie przyszedł,więc chłopcy sami musieli wciągać belki na mury.Każda waży po 400 kg.Wszystke przepisy BHP zostały złamane :)
Dwa dni męki ,ale belki są na swoim miejscu.
Pomocne nam było w tym- rusztowanie i lewarek samochodowy.
Jednak patentu na wnoszenie belki nie opiszę /prawa autorskie :))
A tak się zaczęła przygoda z belkami :))
Celem oszczędnośći,zamiast kupić nowe ceowniki do podparcia dachu,udało nam się je kupić w cenie złomu z Zakładów Chemicznych Blachownia.Na zdjęciu widac akrobacje palacza,który tnie belki palnikiem na części.
Druga część stali została zakupiona w hurtowni.Całość miała kosztować 8 000 zł,a tym sposobem tylko 2 800 zł.
Na zdjęciu poniżej bob-rob przygotowuje szpilki do skręcania szalunków pod wieniec.
Po 2 dniach belki na swoim miejscu,czyli nad salonem i garażem.
Tak było wczoraj,a dziś praca wre znowu od 7 rano.
Tu na zdjęciu artystyczny nieład w sypialni naszej.
Belki które połozone są na murach,zostały powiązane z wieńcami.Wszystkie musieliśmy wiercić,a cena tego to dwie spalone wiertarki i 6 wierteł złamanych :) Trwało to łącznie 6 godzin.
W koło domu deskujemy gotowe wieńce.Jutro mamy odbiór przez kierownika,po pozytywnej opinii będziemy zalewać wieniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz