poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Przez dwa dni mialam przyjemnosc przebywac w Warszawie.Jeśli miałabym wybrać Warszawa czy Krakow,bez dwóch zdań...jestem zakochana w stolicy.To całkiem fajne,europejskie miasto.Więc kolejny raz 4- 5 godzin w aucie i bylismy tam.
Najważniejsze,to dostać się do teatru K.Jandy.Wiadomo biletow już nie było,więc 2 godz. przed spektaklem ustawiliśmy się w kolejce po wejściówki.Pierwsi napaleńcy czekali już od godz.16,a spektakl na 20....i żeby byla jasność,mając wejsciówkę mozna liczyć na siedzenie jedynie na schodkach :) Jak zawsze warto bylo....
Nastepną atrakcją były wydarzenia "pod krzyżem "
Kupa śmiechu,żenady.....i paru fanatyków religijno-politycznych,czyli zakutych głów.Jestem pewna,ze obroncy krzyża mają problem ze zdrowiem psychicznym! To trzeba samemu zobaczyć ,jak można być daleko popierd....Masakra


Wycieczce naszej przyswiecał też cel...dobrze zjesć :) Odwiedziłam pierwszy raz w zyciu restaurację indyjską.......o nie,ja tam muszę jeszcze wrócić! Poezja smaków!
 
 
Moim marzenie było odwiedzenie restauracji pani Magdy Gessler.Jako,że " u fukiera" szczęka mi opadła ,gdy zobaczyłam ceny,poszlismy do wloskiej restauracji,pani Magda nie zawiodła nas.Mam nadzieję,że odwiedzę jeszcze kiedyś resztę  Jej licznych miejsc.
 
 
 Smakołyków naprawdę nie odmawialiśmy sobie :)
 
 
Nie mogło zabraknąć stałego punktu programu  większości wycieczek,mianowicie pijalni czekolady,oczywiście wedlowskiej :)
 
I aby zakończyć ten temat kulinarny,skieruję się tam gdzie się kończy przewód pokarmowy.....takie coś mnie zaintrygowało w toalecie p.M.Gessler :))))
 
I  to tyle pierwszej cześci opowieści ze stolicy rodem :)

12 komentarzy:

  1. widzę wycieczka udana milutko :) tylko Gosiu przez Twoje piękne zdjęcia i opisy tych smakołyków zrobiłam się głodna a już prawie 22! Matko i teraz czeka mnie walka z moim apetytem i ćwiczenie silnej woli żeby trzymać się z dala od lodówki

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja tez akurat walczę z głodem...juz się najdałam przed chwilą wlasnych ogorków małosolnych...dietetycznie ,no nie ?

    OdpowiedzUsuń
  3. na ogóreczka to sobie można wieczorkiem jeszcze pozwolić lub inne warzywko ale z resztą już gorzej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale narobiłaś apetytu.....umm,spenetruję barek,nie znajdę tego co pokazujesz na fotach,ale jakieś łakocie tam są,potem lodówa w ruch i lody wtrynię.Skoro pokazałaś foty,które odzwierciedlają to co się dzieje pod krzyżem,nie omieszkam wrzucic swoje 5gr.To się nadaje do programu"śmiechu warte"(jestem wierząca).To nie są katolicy,to już fanatycy,jak można się modlic do przedmiotu,który ani to poświęcony ani nic z tych rzeczy.Z góry przepraszam jeżeli kogoś uraziłam moimi słowami,ale ta sytuacja jest doprawdy chora.Krzyż należy przenieśc tam gdzie na to zasługuje,a nie używac do rozgrywek politycznych i skończyc z tym raz na zawsze,z całym szacunkiem do "krzyża".Zaznaczam,że to tylko moja osobista opinia,żeby była jasnośc,smutne to,ale prawdziwe!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziwię się, że możesz woleć Warszawę od Krakowa, ja to drugie miasto UWIELBIAM! Ale wierzę, że i stolica to fajne miasto:) Super się ogląda tą relację zdjęciową. Podoba mi się, że ciągle gdzieś jeździsz. Niby małe wyprawy, ale bardzo cieszą! W sprawie krzyża, zgadzam się z tobą, toż to jest psycholstwo do kwadratu! A co do Magdy Gessler... W Poznaniu ma ona swoją "bażanciarnię". W internecie zbadałam cennik i stwierdzam, że musiałbym być chora psychicznie, żeby się tam udać. Chyba, że tylko na małą kawkę :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Ucieszyłam się,czytając powyższy komentarz,iż odnośnie krzyża są osoby,myślące podobnie jak ja(to,że jestem osoba wierzącą,nie oznacza fanatyzmu z mojej strony)....to już można podnieśc do potęgi"n"-tej,z pozdrowieniami dla szafiarek myślących podobnie:):)

    OdpowiedzUsuń
  7. kończąc temat krzyża....marzę aby państwo nareszcie zostało oddzielone od kościoła!!
    :))
    A u P.Gessler oczywiście drogo,ale jedynie "U Fukiera"
    natomiast ceny w innych jej miejscach w Warszawie stosunkowo znośne.
    :):)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pani Mamo Gosi - jest nas z pewnością o wiele więcej - podobnie myślących :)
    A do Gosi mam pytanie: czy Wy te wszystkie słodkości wypiliście sami, czy może jeszcze Wam ktoś pomagał??? :D
    Pozdrawiam miło
    Ewa

    ps. to jak - mam pakować kota? ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pani Ewo,dzięki za te słowa,bo już myślałam ,iż będę musiała się udac do lekarza o "określonej specjalizacji",pozdrawiam cieplutko!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ewa-ha,ha...ach ten kot,zapomniałam :))kurcze nie wiem ,czy nie robisz błędu,ja reklamacji nie przyjmuję :) Możesz pakować kocika ,ale po niedzieli,bo w weekend będę straszyć w Zakopcu :)
    No a te słodkości...to była dawka na nas dwoje ,pod koniec już "nie wchłaniałam towaru" ha,ha...ale Rob wiedział,że tak będzie i dla zmylenia czekoladowego smaku zamówił coś tam owocowego :))daliśmy radę :)) ale nie jesteś pierwszą osobą,która się dziwi :)
    mama gosi- chodziło o okulistę?

    OdpowiedzUsuń
  11. No patrz Gosia,jak mogłam pomylic okulistę z psychiatrą (bo tego drugiego miałam na myśli),jednak będę musiała skorzystac z pomocy któregoś z nich,a może cierpię na Alzheimera?.....o kurcze,pomożesz mi?,bo stwierdzam,że w moim przypadku pomoc jest niezbędna,zaczynam się bac:):)

    OdpowiedzUsuń
  12. Polecam kuchnie tajska, moim zdaniem jest najfajniesza kuchnia azjatycka.
    Oczywiscie po sushi:)

    OdpowiedzUsuń